Najpierw należy zerwać kiście kwiatowe robinii, czyli popularnej akacji.
Jak wygląda w naturze możecie zobaczyć TUTAJ.
Należy szukać drzew oddalonych o zanieczyszczeń.
Alergicy, uwaga na pszczoły, ma się wrażenie, że jesteśmy w kombinacie.
No cóż każdy chce skorzystać, a czas nagli, to najwyżej dwa tygodnie.
Następnie myjemy w delikatnym prysznicu.
To co odleci od kiści suszymy w przewiewnym miejscu.
Będzie się nadawało do ekologicznego mussli.
Spróbujcie świeży kwiat, jest słodki jak miód.
To co powyżej to już efekt po upieczeniu.
Jak się robi ciasto naleśnikowe, każdy wie.
Na kilkanaście kiści wystarczy jedno jajko, dwie łyżki mąki i woda.
Konsystencja ciasta powinna być bardzo lejąca.
Chwytamy kiść za ogonek, nużamy w cieście i kładziemy na gorący tłuszcz.
Gdy się podrumieni z jednej strony przekładamy na drugą.
Jeśli przywiera pomagamy sobie delikatnie nożem.
Po usmażeniu kładziemy na ręcznik papierowy, aby odsączył się tłuszcz.
Ja zawsze smażę na oleju ryżowym, bo jest najzdrowszy.
Na zdjęciach grona akacjowe w dwóch odmianach.
Posypane cynamonem z imbirem lub cukrem pudrem.
Można też polać syropem klonowym lub miodem,
lub po prostu dodać do ciasta.
Efekt końcowy.
Najprościej jeść trzymając za ogonek grona, oczywiście łodygi nie spożywamy.
Smacznego.
Wyglądają pysznie:) Nie wiedziałam, że akacje można jeść:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam akację, muszę spróbować z imbirem bo nigdy nie jadłam :)
OdpowiedzUsuńAleż apetycznie:))Jakoś dotąd nie miałam okazji spróbować,napawałam sie jedynie zapachem dopóki deszcz go nie zmył,ten rok już dla robinii stracony,może następny...
OdpowiedzUsuńjeszcze czegoś takiego nie próbowałam...pewnie smaczne.....
OdpowiedzUsuńOj to w przyszłym roku trzeba popróbować bo wyglądają smakowicie :)
OdpowiedzUsuń