To drzwiczki od mojego starego biurka.
Namalowałam na nich swojego pierwszego kota.
Właściwie był córki i miał na imię Miau.
My z mężem wołaliśmy na niego Misiu- Misiek albo podobnie.
Nie był czarny tylko typowy dachowiec burasek.
Jednak w nocy wszystkie koty są czarne.
Biurko w tym roku poszło na śmietnik, jednak Misiek z nami został w pamięci,
dlatego drzwiczek też nie wyrzucę.
Teraz zdobią przypodłogową część szafy.
Odejście kota zbiega się z początkiem mojego bloga.
Możecie poszukać.
Nasze "odważne" jak to nazwała koleżanka, panele,
pasują do mojego malunku jak ulał.