Drzwi w wersji przeniesionej.
Witraż a la (bo malowany na dykcie) mógł różnie skończyć,
bo drzwi, które wypełniał po stłuczeniu szyby,
wylądowały latem na śmietniku.
Pomyślałam, no cóż potrzeba matką wynalazków i wkleiłam w drzwi sypialniane.
Problem pojawił się z powodu, że nowe drzwi były szersze.
Na prędce ornamenty nazwijmy je stiuki z kleju brokatowego.
Wiem zdjęcie fatalne, ale takie wychodzą w moim przedpokoju w nocy.
Nie istotne, jak widzicie co nieco ślimaczki.
Jeszcze przed pokryciem czarną farbą.
Wypukłości nie widać na krzywych zdjęciach.
Jednak robienie zdjęć w minimalistycznych gabarytach,
to nie lada udręka.
Wcześniejsze wcielenie drzwi z witrażem,
chyba z sześć lat temu.
Och ja z moimi szybami w mieszkaniu zrobiłabym podobnie! :)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł.
OdpowiedzUsuńDzięki.
OdpowiedzUsuńJedna szyba, na miejscu której była pomalowana dykta, po prostu mi pękła (drzwi zatrzasnęły mi się w czasie burzy i o mało, szkło nie przecięło mojej szyi). Pisałam o tym kilka lat temu. Ponieważ te drzwi z powodów logistycznych musiały być usunięte w ostatnim remoncie, dykta jak pisałam powędrowała w następne drzwi, wcześniej pomalowane na biało, aby zamalować to co nie wyszło. Takie to reinkarnacje, chyba dokonują się w każdym domu.
Cudowny pomysł a jeszcze piękniejsze wykonanie.
OdpowiedzUsuń