To drzwiczki od mojego starego biurka.
Namalowałam na nich swojego pierwszego kota.
Właściwie był córki i miał na imię Miau.
My z mężem wołaliśmy na niego Misiu- Misiek albo podobnie.
Nie był czarny tylko typowy dachowiec burasek.
Jednak w nocy wszystkie koty są czarne.
Biurko w tym roku poszło na śmietnik, jednak Misiek z nami został w pamięci,
dlatego drzwiczek też nie wyrzucę.
Teraz zdobią przypodłogową część szafy.
Odejście kota zbiega się z początkiem mojego bloga.
Możecie poszukać.
Nasze "odważne" jak to nazwała koleżanka, panele,
pasują do mojego malunku jak ulał.
doskonały pomysł na uwiecznienie Miśka, a przy tym super element dekoracyjny.
OdpowiedzUsuńWspaniała pamiątka, też nie miałabym serca jej wyrzucić.
OdpowiedzUsuńDzięki, też serca bym nie miała, tym bardziej, że był z nami prawie 13 lat. Kto ma zwierzaka, wie co to znaczy.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem.Zaimponowałaś mi!A czym?A wszystkim.
OdpowiedzUsuńObraz piękny,super miejsce wybrałaś na wyeksponowanie go,a to,że cenisz takie pamiątki zasługuje na wielkie uznanie.Brawo!!!