Wszystkie obrazy powyżej to reprodukcje.
Spodziewałam się tego jadąc na wystawę.
Malarz, który robi karierę za życia,
zostawia swoje obrazy w rękach prywatnych nabywców.
Z twórczością Tamary Lempickiej spotkałam się po raz pierwszy kilkadziesiąt lat temu
w książce wydanej przez czasopismo "Przekrój".
Byłam zauroczona od pierwszego kontaktu.
Oczywiście moim hitem jest Autoportret w zielonym bugatti (nigdy takiego nie wyprodukowano).
Malarka zawsze wystylizowana, jak całe jej życie.
Choć podobno urodzona w Warszawie i nazwisko po mężu Łępicka,
świat ją zna jako Lempicką.
Sama wystawa choć ciekawa nie wznieciła we mnie wielkich emocji.
Reprodukcje powinny być autentycznych rozmiarów a nie czterokrotnie powiększone.
Niesamowita była jednak oprawa, jaką dała jej konstancińska Villa la Fleur .
Największy zbiór secesji i art deco widziałam w płockim muzeum.
Pewnie do tego w Konstancinie nigdy bym nie trafiła,
gdyby nie wystawa.
Wcześniej Lempicką prezentowano w lubelskim zamku,
obecnie jest w krakowskim narodowym.
W obu tych miejsca byłam, tym bardziej ucieszyłam się, na wystawę w La Fleur,
i zobaczyłam tak piękne eksponaty z tej epoki w Konstancinie.
Muszę przyznać, że meksykańskiego okresu jej twórczości nie znałam.
Swoje zdjęcia z muzeum a właściwie, z dwóch willi wrzucę w wolnej chwili,
ostatnio mam ich niewiele.
Na kilku blogach widziałam posty o tej wystawie. Marzę aby ją zobaczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)