To efekt finalny- mieści się w mojej dłoni.
To pierwsza w moim życiu kiszonka nie biorąc pod uwagę ogórków małosolnych,
które każdy Polak ma obcykane.
Jak widać kilogram cytryn, po miesiącu siada o połowę.
Fajnie się robi, bo poza codziennym potrząsaniem nic nie trzeba działać.
Tu efektowne etapy przejściowe.
Jak widać potrzebna tylko sól i cytryny.
Za pierwszym razem tak jak w przepisie, wszystkie dałam ze skórkami i przekrojone na pół.
Jednak sok był za gorzki.
Teraz połowę obieram a resztę zostawiam w skórkach, kroję na ćwiartki.
Trzeba je dobrze ubić w słoju, aby puściły sok
i warstwami przesypywać solą.
Jeśli ktoś lubi słodszą wersję można dołożyć zamiast 1 cytryny pomarańczę.
Jak bardziej kwaśne, limonkę.
Po miesiącu wszystko przecieram przez sitko.
Zostaje gładka emulsja, którą trzymam w lodówce.
Jednak przez miesiąc wykorzystuję i trzeba hodować następny słój.
Jedna łyżka przecieru super podkręca smak sałatek,
mięs i wszelkich gotowanych potraw.
mięs i wszelkich gotowanych potraw.
Pyszności!
OdpowiedzUsuńCzego to się można dowiedzieć w poniedziałek rano - że można kisić cytryny! :) Bardzo to ciekawe, ogromnie mnie zastanawia smak tak przetworzonych cytryn i to, co można z nich wyczarować :)
OdpowiedzUsuńOoo ciekawe :) pierwsze słyszę o kiszonych cytrynach :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite i smaczne !
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o kiszonych cytrynach
OdpowiedzUsuńTa kiszonka jest typowa dla ludów Azji Mniejszej, dodaje się ją głównie do sałatek i potraw na bazie kumusu. Jednak w kuchniach azjatyckich (myślę o tych dalszych: chińskich i hinduskich a także tajskich) sprawdza się bardzo dobrze. Super podkręca smak. Nie polecam próbować samej kiszonki. Smak kwaśno- słony nie jest dobrze odbierany przez podniebienie.
OdpowiedzUsuńWOW nie wpadłabym na to :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem finalnego smaku w potrawach.
Ps Ta gra to Lonpos 505 :)