Zaczęło się od pomysłu na jednym z oglądanym przeze ze mnie blogów.
Gałęzie brzozy ścinane trzy dni temu.
Dzieje się, Miłek zadowolony, no i te zapachy.
Powstały jak zwykle dwa, bo taka jest potrzeba.
Przy okazji zebrały się też klonowe liście,
na różane bukieciki.
Jak widać wszystko potraktowane lakierem w sprayu.
Nie przepadam za blaskiem, jednak to podbija kolor
i konserwuje na wiele miesięcy nawet gdy będą na dworze.
Wiązanki wazonowe również wykonane w tej samej tonacji.
Tylko szkoda, że nie da się dalej rozrzucać i gryźć.
Dopisuję dzień później.
Wszystko znalazło się na miejscu, dlatego,
że porządki zaczęłam robić o godz. 8.00 rano.
Chciałam mieć kontakt z jak najmniejsza ilością ludzi.
Po południu mój mąż zaniósł znicze,
w trakcie ich zapalania pojawił się komunikat,
który za parę minut doprowadził do lawiny ludzi.
Wszyscy mieli na ustach jestem zły
i mam dość takiego traktowania.
Wszakże można było powiedzieć o tym tydzień wcześniej,
by ludzie w deszczu i po ciemku nie musieli gnać na cmentarz.
Prześliczne jesienne dekoracje. Ciekawi mnie ten lakier w sprayu.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Ewidentne "coś z niczego" i to nawet COŚ. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńDziękuję za uznanie.
OdpowiedzUsuńVery nice!
OdpowiedzUsuńЧудові осінні композиції, омобливо з котиком!
OdpowiedzUsuńPamiętam takie różyczki z liści klonu, pomysłowe wiązanki.:)
OdpowiedzUsuń